Bazar na Szembeku. Sprzedaj historię!

Pamiętacie…? Ponad 10 lat temu nasze Stowarzyszenie odpaliło swój pierwszy projekt, żeby jak najpiękniej pożegnać dawny, legendarny plac targowy na warszawskim Grochowie, zapisać związane z nim historie, zebrać wspomnienia i zobaczyć, co będzie dalej.

Były opowieści lokalnych mieszkańców, były spotkania i pamiątkowe zdjęcia na specjalnie przygotowanym szablonie.. Jako pierwsi sfotografowali się założyciele Flaneura a pamiątkowe monidlo krążyło po okolicy. 

I były też poważne obawy, że to miejsce zostanie na zawsze utracone, a wraz z nim kawał tożsamości kulturowej zaś genius loci wyparuje bez śladu. 

Potem nastąpiła częściowa przemiana bazaru, który funkcjonował na ulicy Zamienieckiej jeszcze przed II wojną światową. Zgodnie z panującą 10 lat temu modą na budowę nowoczesnych obiektów handlowych to dość prowizoryczne, mimo długoletniej tradycji, targowisko zamieniło się w zabudowane, ustrukturyzowane centrum handlu produktami rolno-spożywczymi.

To był prawdziwy znak czasów! Na Szembek dotarł duch dynamicznych przemian ekonomicznych i kulturowych, których doświadczaliśmy jako społeczeństwo od początku lat 90-tych. Mimo wielu obaw, zainicjowana przez samych kupców przebudowa, nie zniszczyła specyfiki miejsca, które nadal stanowi centrum codziennego życia tej części Grochowa.

Jak tak dalej pójdzie, może doczekamy się, że Bazar na Szembeku stanie się nie tylko centrum targowym, ale i kulinarnym. Marzy nam się tu autentyczne miejsce znane z różnych zakątków Europy, które będzie serwowało  potrawy z lokalnej albo i egzotycznej kuchni. Ozór wołowy w szarym sosie, flaczki z pulpetami, galaretka z nóżek,,,? Mniam!

Bo targowiska to miejsca miastotwórcze, magiczne centra przyciągające ludzi ze wszystkich środowisk, gdzie zawiązują się relacje społeczne, gdzie spędza się czas a zakupy bywają tylko pretekstem. Niektóre bazary, tak jak nasz Szembek,  stają się miejscami wspólnej pamięci łączącej lokalną społeczność.

„Bazary są dla mnie równie ważne co świątynie czy muzea, jeśli nie ważniejsze, bo sprawiają, że wychodzimy poza własną bańkę” – mówi Aleksandra Wasilkowska, laureatka Grand Prix Nagrody Architektonicznej POLITYKI. Architektka zaprojektowała ostatnio targowisko dla podwarszawskiego Błonia, które zachwyciło jury lekką, radosną formą. Zwycięska koncepcja jego przebudowy polegała na stworzeniu przestrzeni publicznej łączącej dwie funkcje społeczne – bazaru i parku – po zamknięciu targu przestrzeń ma się stać miejscem spontanicznych spotkań i wydarzeń. 

Projekt zadaszonego placu targowego, nowoczesna ażurowa, biała konstrukcja

Projekt targowiska w Błoniu pod Warszawą A. Wasilewskiej

O tym jak ważną rolę nie tylko w handlu, ale i w kulturze pełnią niektóre targowiska niech zaświadczą wspomnienia i opisy Bazaru na Szembeku, które odnajdujemy w prozie wybitnych pisarzy związanych z Grochowem. Jednym z nich jest Marek Bieńczyk, laureat prestiżowej Nagrody NIKE z 2012 roku za zbiór esejów “Książka twarzy”. 

Specjalnie dla nas Marek Bieńczyk zapisał swoje wspomnienia związane z Grochowem swojego dzieciństwa i Bazarem na Szembeku.

Nam zaś z kolei udało się dołączyć do naszego artykułu rzadkie fotografie tego miejsca, które w przeciwieństwie do innych bazarów ma bardzo wątłą dokumentację fotograficzną. Może w zasobach naszych czytelników znajdą się jakieś, do tej pory niepublikowane zdjęcia tego legendarnego targowiska…?

Dajcie nam znać!

A poniżej – prawdziwy rarytas, zdjęcie, na którym mamy uchwycony cały klimat Szembeka.

Obraz zawierający ubrania, człowiek, osoba, na wolnym powietrzu

Opis wygenerowany automatycznie

Akcja M.O. przeciw spekulantom na bazarze przy Pl. Szembeka w Warszawie; 1981; fot. Andrzej Rybczyński, CAF, zbiory NAC

Dzisiaj nie znajdzie się jajka w kurze, bardzo intensywny obraz. 

Marek Bieńczyk

Marek Bieńczyk

Wspomnienie związane z bazarem Szembeka

Mógłbym zacząć od takiego obrazu jajka znalezionego w kurze. Matka kupiła kurę na bazarze i w domu ją oprawia i w środku jest jajko, jeszcze nie urodzone. Dzisiaj nie znajdzie się jajka w kurze, bardzo intensywny obraz. 

Mieszkaliśmy przy rondzie Wiatraczna. Były dwa bazary, w moim dziecięcym życiu ten nasz bazar na Szembeku i ten obcy na Różyckiego. Na ten drugi nie jeździliśmy, bo to była obca zona, negatywnie usymboliczniona.  Praga sama w sobie nie była najlepszą dzielnicą, ale miała dobrą transcendencję, czyli Saską Kępę i złą transcendencję, czyli Pragę Północ. Raz tam pojechałem z kolegami, zagrałem w trzy karty i oczywiście wszystko przegrałem.

Kierunek w stronę Szembeka był kierunkiem w stronę regresu – w stronę granic Warszawy, ale też w czasie. Wiatraczna była centrum świata, a tam cofaliśmy się w stronę obrzeży, które dodatkowo są uwydatnione przez prowincjonalny charakter uliczek, Kawczej i innych. 

Myślę, że moja ówczesna dziecięca i intersubiektywna wyobraźnia geograficzna inaczej funkcjonowała, chociażby Otwock i Świder to były miejsca wczasowe. Nawet Anin, do którego jechaliśmy na niedzielę z jajkiem i pomidorem i to była wyprawa.

W związku z tym te trzy przystanki na Szembeka miały również charakter wyprawy. Dodatkowego kolorytu nadawali chłopi jeżdżący po ulicach wozami, którzy sprzedawali głównie ziemniaki. Pamiętam, że wtedy nie było takich alejek na bazarze, tylko takie zarysy. Zakupy robiliśmy od strony ulicy Komorskiej, gdzie produkty były wyłożone w skrzynkach. Z tamtych czasów zostają takie obrazki; baba z zydelkiem i skrzyneczką, sprzedająca śmietanę w słoikach i tak to się nazywało: „kupowanie u baby”. 

A teraz to poznikały, czasem ktoś się tam pojawi na zewnątrz, ale to już nie to samo. Kupowało się, co było. Pomidorów, pomarańczy raczej nie można było dostać, w przeciwieństwie do Różyckiego, bo Szembeka nie był bazarem z luksusowymi produktami.  Tam się kupowało polski sad i polski ogród, czyli to, co rolnik wyhodował i nic więcej. Jak kurczaki, to często z pierzem i trzeba było skubać. 

Obraz zawierający na wolnym powietrzu, ubrania, człowiek, ziemia

Opis wygenerowany automatycznie

Bazar na Szembeku, w tle widoczne kamienice przy Zamienieckiej 81, 83 i 85. fot. Z 1982 r. ze strony Warszawski Zaułek na Facebooku

Na Kawczej miałem kolegę w liceum i się zastanawiałem, jak tam można mieszkać i dojeżdżać do liceum Wyspiańskiego (liceum na Grochowie na ulicy Międzyborskiej – przyp. red.) heroiczne i podejrzane zarazem… i mieć piec.

Mój dom był zbudowany przed wojną, niektórzy trzymali kury w podwórzu i bardzo powoli to się umieszczalniło.

Teraz mam takie stałe budki, do których chodzę. Znam się z facetem od ogórków i kapusty, ser kozi kupuję w innej budce, ryby też w konkretnym miejscu. Nie ma już takich kontaktów, jak wcześniej, żeby gadać. Pan od ogórków mnie rozpoznaje i to dobrze, ale byłem trochę zdziwiony, jak zobaczyłem, że zaczęli to zabudowywać. W pierwszej chwili to było obce, ale ponieważ teraz pod halą jest parking podziemny, to jest wygodniej. Tam zajeżdżam i co dziwne, ale nadal czuję się jak u siebie.  

W centrum brakuje mi takich stosunków dzielnicowych.


Posted

in

by

Tags: